
Pochodzenie nazwy miejscowości Drzewica
Pierwsze wzmianki o naszej, leżącej na Ziemi Opoczyńskiej, Drzewicy (w Polsce są też inne Drzewice) pochodzą z pierwszej połowy XIII w. (1215 r.?) kiedy to książę Konrad I Mazowiecki nadał wioskę o tej nazwie komesowi Gosławowi z rodu Ciołków za jego zasługi w walkach z Prusami.
Skoro wtedy jest już wzmiankowana, oznacza, że musiała istnieć znacznie wcześniej. Ile wcześniej - nie wiadomo i nigdy się tego już nie dowiemy. Wiadomo tylko, że w tych okolicach istniało dość intensywne osadnictwo wczesnosłowiańskie. Świadczą o tym chociażby pozostałości wielkiej (teren ok. 20 ha otoczony wałami kamienno-ziemnymi) świątyni solarnej z czasów pogańskich w Gródku Leśnym w pobliżu Przysuchy. Ludność, która w znacznej liczbie gromadziła się w tym miejscu musiała pochodzić przecież z okolicznych osad.
Jeśli chodzi o źródło nazwy "Drzewica", to można rozpatrywać następujące warianty:
- Od nazwy zadrzewionego miejsca (czyli tzw. nazwa topograficzna) - w ten sposób utworzono mnóstwo nazw miejscowości, jak np. Brodnica, Świdnica, Wierzbica, Dębica, itd. Ta wersja wydaje się być bardzo prawdopodobną.
- Od nazwy rzeki Drzewica - tak wcześniej nazywała się Drzewiczka (takiej nazwy użyto np. w akcie lokacyjnym Wysokina z 1418 roku). W tej sytuacji, to nazwa rzeki wywodziłaby się z tego samego, co wyżej podany, źródłosłowu i zainspirowała kogoś do nazwania w ten sposób osady. Wersja również bardzo prawdopodobna z uwagi na istniejącą starą nazwę Drzewiczki. Trudno sobie wyobrazić, żeby np. w XII wieku sporą rzekę płynącą przez dość znaczny i od wieków zaludniony obszar, nazwano od niewielkiej osady liczącej najwyżej kilkanaście domostw. Raczej było odwrotnie - osadę nazwano od rzeki.
- Od nazwiska jakiegoś właściciela (tzw. nazwa patronimiczna), np. Drzewicza. Ta wersja jest mało prawdopodobna. Nazwa powinna się kończyć - jak to jest w tysiącach przypadków innych nazw tego typu - na przyrostku -ICE lub -ICZE.
- Od nazwy słowiańskiego demona drzew (rodzaju żeńskiego) - Drzewicy. Nazwy bogów lub demonów ze słowiańskiej mitologii czasami się przewijają w nazwach miejscowości, chociaż niekoniecznie nazwy te pochodzą od nich, np.: Swarożyce,Swarożyn, Łada, Trzygłów, Dobrohucza, Rachmany, Morawice, Jaroszki, Rusałka (w Bułgarii), Błędnica, Strzygi, Mokoszyn, Perkunowo, Radogoszcz, Strzyboga, Wołosate. Skoro istnienie osady sięga czasów początków chrześcijaństwa, a może jeszcze dalej, to po wykarczowaniu starego lasu na potrzeby osadnictwa, ludzie czuli wyrzuty sumienia, może strach, bo przecież szanowali drzewa i zamieszkałe w nich demony. Może więc sytuacja wyglądała tak jak w tym wierszu:
Snują się nocą brzegiem Drzewice, ich płacze i jęki słychać wciąż w mroku.
W oknach ich blade jawią się lice - szukają domów, co poszły pod topór.
|
W tej sytuacji jedna z Drzewic zadomowiła się w osadzie ludzkiej. Takie pochodzenie nazwy "Drzewica" sugerował Trentowski. Ta wersja, jakkolwiek dość romantyczna, to jednak mało prawdopodobna.
- A może było jeszcze inaczej?
* * *
580 LAT PRZYWILEJU DLA MIASTA DRZEWICY (1429-2009)
Poniższe opowiadanie autorstwa Ryszarda Bogatka przybliży nam trochę okoliczności i atmosferę tego wydarzenia sprzed 580 lat.
JAK TO BRACIA DRZEWICCY O PRZYWILEJ ZABIEGALI
I
W komnacie panował półmrok. Ledwie tlące się w dużym palenisku kłody drewna dawały mało i światła, i ciepła. Siedząca przy nim postać otulała się w kożuszek, spod którego wysuwała się aż do samej glinianej podłogi suknia duchownego. Był to Klemens - jeden z pięciu braci Drzewickich, proboszcz parafii ustanowionej na ich ziemiach rodowych. Naprzeciw niego siedział podparty pięściami Piotr - drugi z braci. Po szerokim i długim stole walały się gliniane dzbany, z których gdzieniegdzie sączyło się jeszcze cienkimi strużkami wino. To ono zmogło dwóch młodszych braci: Jana i Jakuba, którzy pochrapywali teraz głośno w drugiej komnacie.
Rano wyruszyli obaj na polowanie, by ubić cokolwiek ze zwierzyny na przyjęcie najstarszego z braci, Mikołaja. Z łowów wrócili uradowani, bo - choć mróz był siarczysty i śnieg głęboki, jak to w lutym bywa - to jednak ubili dwie sarny.
Dwór był, co prawda, zaopatrzony na zimę w mięso solone, suszone i wędzone, ale tak dostojnego gościa z Krakowa należało ugościć pieczenią ze świeżej sarniny. Spali więc teraz snem zmęczonych polowaniem i zmorzonych winem.
Piotr popatrzył na tlące się kłody w palenisku, podniósł się i poprawił drwa, które zajęły się żywszym płomieniem. Od tego ognia cała komnata ożyła. Blaski płomieni tańczyły po biało bielonych ścianach i kolebkowym sklepieniu, ukazując skromne ale bardzo solidne sprzęty domowe. Prócz stołu, który zajmował pół długości komnaty, stały wokół zydle rzeźbione, a pod ścianami ustawione były trzy ogromne skrzynie służące jako schowki na dzbany i misy, na odzież i inne sprzęty, a w razie potrzeby wykorzystywano je jako łoża. Ściany komnaty zdobiły tylko skóry zwierzęce obwieszone wszelaką bronią. Na północnej, naprzeciw wejścia, ścianie wisiała między dwiema głębokimi wnękami skóra niedźwiedzia, a na niej tarcza obronna z wymalowanym ciołkiem. Był to znak rodowy, herb Ciołków Drzewickich, panów na tych ziemiach. Pod tym znakiem, na podłodze, również leżała skóra niedźwiedzia, zaznaczając ważność tego miejsca. Była to komnata gościnna, która - mimo skromności wnętrza - zadziwiała i wysokością, i wielkością, a gospodarze jakby celowo ukrywali swój dobytek i bogactwo. Tak też i było po prawdzie. Ród był bogaty, godności i urzędy miał w posiadaniu, ale pięciu braci było dziedzicami tych ziem i majętności a dostojeństwa pragnęli poszerzyć jeszcze. Dlatego też, na ten czas, bracia wyznaczyli sobie spotkanie w Drzewicy, by omówić sprawy rodowe.
Piotr z Klemensem czuwali przy palenisku, bo przybyć miał ten, który przy dworze miał znaczenie i poważanie jako sekretarz królewski. Przed laty pobierał nauki w Krakowie, przez to uznanie i posłuch miał u braci. Te i podobne rozmyślania kłębiły się w głowie Klemensa i Piotra. Ten ostatni, poprawiwszy jeszcze raz drwa w palenisku, rzekł:
- Ćma już głęboka zapadła, a brata ni widu, ni słychu. Wyńdę i rozpatrzę się, może co uźrzę.
Mówiąc to, ruszył ku wyjściu osłonięty od zimna grubą opończą, otworzył ciężkie drzwi i wszedł do największej izby zajmującej całą szerokość dworu. Była to kuchnia dworska, w której jadano, wykonywano prace wszelakie i przebywano dnie całe, bo i światła, i ciepła było tu najwięcej, bowiem na jeszcze większym palenisku niż w poprzedniej komnacie płonął ogień, który ciągle podsycali czuwający tu dwaj pacholęta. Od dawien dawna tak było, że ciepło i gorąca strawa zawsze były na zawołanie, czy dla gospodarzy, czy dla gości niespodziewanych. Teraz też w izbie rozchodziło się ciepło, a przy świetle płomieni dwóch starszych mężczyzn oprawiało sarny, porcjując i dzieląc najsmaczniejsze kęsy. Piotr popatrzył na pracujących, coś zamruczał pod wąsem i wyszedł w mrok, wołając na dwa ogromne psy myśliwskie, które w izbie czyhały na rzucane im ochłapy mięsa sarniego. Psy na podwórzu rzuciły się w pogoń, obwąchując i obszczekując ślady na śniegu.
- Zagnaj - krzyknął mężczyzna na jednego z psów, który przybiegł zaraz łasząc się do jego nóg.
Drugi pies, zwany Chyży, dalej biegał po śladach, obijając się o potężne bale palisady ogradzające całe ogromne obejście wraz z dworem. Dwie zamknięte bramy umieszczone były - jedna od strony traktu, druga - od strony rzeki. Przez tę drugą pędzono do pojenia bydło i konie, wyciągano też tędy łodzie do połowu ryb. Piotr podniósł głowę i popatrzył w rozgwieżdżone niebo, na którym zawieszona była srebrna misa księżyca rzucająca poświatę na śnieg pokrywający dach dworu, na zabudowania i na obsypane śniegiem drzewa. Gospodarz ruszył wzdłuż ściany dworu z zamiarem obejścia go dookoła. Od strony zachodniej drogę zagrodziła mu wystająca przed mur jedna z trzech skarp, które wspierały i wzmacniały od tej strony grube mury dworu. Sam dwór stał na fundamentach z głazów granitowych, zbudowany w stylu gotyckim, posiadający tylko trzy izby w przyziemiu. Piotr, po obejściu dworu, skierował swe kroki w stronę rzeki, skąd słychać było trzask pękającego lodu, który skuł rzekę od brzegu do brzegu. Po jej drugiej stronie drzemało kilkanaście chat osady przysypanej śniegiem. Od wschodniej strony widoczny był ośnieżony hełm wieży kościelnej i dach. Mury wieży i kościoła pogrążone były w mroku, tylko hełm i dach srebrzyły się z dala.
Nagle ciszę nocną rozerwało głośne szczekanie psów w osadzie, a zaraz zawtórowały im Zagnaj i Chyży. Piotr spojrzał w stronę traktu, nastawił czujnie uszu. Po chwili dało się słyszeć dalekie nawoływania, pohukiwania, a wkrótce pojawiły się na drodze jakby ruchome gwiazdy. Były to pochodnie, którymi wędrowcy oświetlali sobie trakt. Piotr, słuchając, był pewien, że to brat Mikołaj ze służbą zjeżdża do Drzewicy, ale z przezorności wrót bramy nie otwierał. Orszak podróżnych zbliżał się szybko, na czele pędziło dwóch konnych z pochodniami, a za nimi śmigały sanie całe w tumanach pary, która dymiła ze zgrzanych koni. Konni okrzyknęli się przy bramie kim są, Piotr im odpowiedział i ruszył otwierać wrota, po drodze krzycząc:
- Bywaj tu z pochodniami, a żywo!
Z izby dworskiej wyskoczyli z żagwiami pacholęta oświetlając przybyłym drogę. Na schody dworu wyszedł ksiądz Klemens z braćmi, którzy tarli kułakami zaspane jeszcze oczy.
Piotr prowadził Mikołaja ku dworowi, objąwszy go lewą ręką, a prawą rozgarniając stojących na schodach braci. W izbie zdjęto z Mikołaja ośnieżone futro i wprowadzono go do gościnnej komnaty. Płonące teraz żywym ogniem polana ukazały w całym dworskim przepychu postać Mikołaja. Suknia na nim zielonego koloru, zapinana była na błyszczące guzy, w pasie ściągnięta szerokim skórzanym pasem nabijanym srebrnymi ćwiekami. Przy pasie zwisał krótki misternej roboty kord. Przywitawszy się z braćmi, Mikołaj napił się grzanego wina, wymawiając się od mięsnej kolacji, jako że piątek to był, a i sam na spoczynek pragnął się udać. Bracia, uszanowawszy jego wolę, odprowadzili go do drugiej komnaty, gdzie spoczął jeno w towarzystwie Klemensa. Pozostali bracia przycupnęli na zydlach, wsparłszy się na stole, jęli jeden po drugim zasypiać, rozmowy odkładając do jutrzni. Wkrótce cały dwór drzewicki objęła głęboka cisza.
II
Stół zastawiony był pieczonym sarnim mięsem, od którego zapach bił na całą komnatę, wzbudzając apetyt nie tylko śniadających ale także Zagnaja i Chyżego. Psy oblizywały się łakomie.
U szczytu stołu siedział Mikołaj, po prawej stronie mając Klemensa, a po lewej Piotra. Młodsi bracia, Jan i Jakub, siedzieli tuż za nimi. Ksiądz Klemens wstał od stołu i, chodząc po izbie, zaczął mówić, skłoniwszy się pierwej Mikołajowi.
- Panie bracie, jesteście w poważaniu u Miłościwego Pana, zasługi macie duże, wiernie jemu, Koronie i Litwie służąc. Przemówcież za nami u króla Władysława. Przecięć i my wierne jego sługi, poczet zbrojny pod Grunwald zaprowadziliśmy, rany otrzymując a dobra tam tracąc. Wieś nasza przy trakcie kupieckim leży. Gdyby prawa miejskie otrzymała, to i w dostatek by rosła a i my takoż, i podatki do skarbu królewskiego by większe szły. Rozważ to po swoim rozumie Mikołaju, a radź nam tu szczerze, jako że i o twoje dobro tu chodzi.
Mikołaj odstawił gliniany dzban z winem, którym popijał pieczony udziec sarny i rzekł:
- Bracia moi, toć bym tu tyle dni do was jechał, by wam rady szczerej nie udzielić? Wiadomo wam przecie, że nasz Miłościwy Pan pojął siedem lat temu za żonę Sonkę, księżniczkę holsztańską, a którą na Zofię przechrzczono. Król miał wówczas 71 lat a Sonka 17. Ujęty jej urodą zapisał żonie w pięć roków temu wiano ślubne na Radomiu, Sączu, Bielczu, Żarnowcu, Sanoku, Inowrocławiu i Nieszawie. Królowa te dobra dożywotnio dostała i chociaż nie umie pisać i czytać po nijakiemu, to o włości owe dba, doglądając je często. Dwie niedziele temu wyruszyła do Nieszawy, królewięta zabierając ze sobą i święta Wielkiej Nocy zamiaruje tam odbyć. Nasz król za synami Władysławem i Kazimierzem już tęsknić poczyna, takoż i sam tam się wybiera jechać. Pogadywałem już z powinowatym naszym Stanisławem Ciołkiem, który to u królowej jest spowiednikiem, oby jej uwagę na nas zwrócił. Stanisław przyobiecał napomknąć o tym naszej Pani. Wy, bracia, po Wielkiej Nocy zaraz do Nieszawy ruszajcie. Prośbę naszą Miłościwemu Panu przekażemy, a którą to ja osobiście mu przedłożę, wy zaś popierać mnie będziecie swoją obecnością. Ja, po niedzieli, ruszać do Krakowa muszę, by za królem do Nieszawy nadążyć, tam na was czekać będę. Teraz do kościoła idźmy, pomodlić się za korzystność sprawy naszej i za przodków naszych.
III
W dwie niedziele po Wielkiej Nocy bracia Drzewiccy: ksiądz Klemens, Piotr, Jan i Jakub ruszyli konno do Nieszawy. A że gościńce były dogodne i na czterech zbrojnych mężów bano się napaść, bracia na 28 kwietnia bez przeszkód byli już w Nieszawie, gdzie Mikołaj gospodę im przygotował.
Przez kilka dni Drzewiccy po Nieszawie chadzali, świata większego radzi zobaczyć.
Dnia 2 maja Mikołaj Drzewicki posłał po braci, by na poczekaniu byli, szukając sposobności spotkania króla Władysława. Jakoż ją rychło naleźli. Król z łowów wracając, rad był wielce z ubitej zwierzyny, przeto dozwolił braciom na spotkanie przybyć i prośbę ich rozpatrzyć. Wiódł ich tedy na zamek, odświętnie ubranych, brat Mikołaj. Najjaśniejszy Pan, chociaż sędziwego był już wieku, 79 wiosen liczący, przecie poznał rycerzy swoich dzielnie go wspomagających w bojach przeróżnych. Ucałować im dłonie swoje zezwolił i prośby łaskawie wysłuchał, którą to sekretarz jego Mikołaj Drzewicki mu przedłożył. Król prośbę zatwierdził, od siebie trzy jarmarki na rok dodał i po odbiór przywileju nazajutrz po święcie Wniebowstąpienia Pańskiego dnia 5 maja A.D. 1429 nakazał braciom Drzewickim przybyć.
* * *
Zamek Dybów w Nieszawie, w którym odbyło sie wręczenie aktu lokacyjnego zbudowany został przez Władysława Jagiełłę w latach 1424-1428. W 1431 roku wojska Torunia i Krzyżaków zdobyły zamek i spaliły Nieszawę, jednakże wkrótce Krzyżacy zamek odrestaurowali i osadzili w nim swoją załogę. Po czterech latach po pokoju w Brześciu Kujawskim, zamek wraz z lewym brzegiem Wisły wrócił do Polski. W 1454 r. król Kazimierz Jagiellończyk wydał tutaj statuty nieszawskie.
Był to niewielki zameczek posiadający na pierwszym piętrze salę reprezentacyjną z widokiem na Wisłę i Toruń. Jest raczej pewne, że w tej sali nastąpiła uroczystość wręczenia aktu. W tamtych czasach leżał nad samym brzegiem Wisły ale z czasem koryto rzeki oddaliło się i obniżyło. Obecnie zamek jest w ruinie. Jego wygląd przedstawia poniższe zdjęcie:

Ruiny zamku Dybów w Nieszawie widoczne od strony Wisły.
Resztki murów oraz otwory po belkach stropowych pozwalają stwierdzić,
gdzie na pierwszym piętrze znajdowała się sala reprezentacyjna (środkowa, największa z trzech).

Wręczenie aktu lokacyjnego braciom Drzewickim

Tak wyglądał akt lokacji Drzewicy wręczony braciom Drzewickim w 1429 r. na zamku Dybów w Nieszawie
Tak mogła wyglądać treść aktu lokacyjnego (odpis) w ówczesnej polszczyźnie:

I we współczesnej polszczyźnie (po dokonaniu transliteracji):
W IMIĘ PAŃSKIE. AMEN. NA WIECZNEJ RZECZY PAMIĄTKĘ. My, Władysław z Bożej łaski król Polski, Wielki Książę Litewski, Ruski, Mazowiecki, Żmudzki, stwierdzając stałość wiernych usług Mikołaja z Drzewicy i jego braci rodzonych Jana, Piotra, Jakuba i Klemensa i chcąc ich do jeszcze gorliwszej służby zachęcić, na ustne ich prośby wioskę ich Drzewicę w województwie sandomierskim, w obwodzie radomskim położoną przemieniamy w miasto tej samej nazwy, nadając mu po wieczne czasy prawa magdeburskie.
Zwalniamy wójta i całą ludność miasta od jurysdykcji wojewódzkiej, kasztelańskiej, starościńskiej, sędziowskiej isędziowskiej i nadajemy mu immunitet sądowy niemieckiego prawa magdeburskiego. Żeby zaś to miasto rozwijało się wyznaczamy w nim targ tygodniowy i trzydniowe jarmarki roczne, jeden na świętego Marka Ewangelisty, drugi na Boże Ciało, trzeci na świętego Łukasza Ewangelisty z prawem swobodnego handlu dla kupców wszelakich stron i wszelakiego stanu bez żadnych opłat, które to pismo sporządzone jest w Nieszawie w Roku Pańskim 1429 za przyłożeniem Naszej pieczęci w obecności Wojciecha Arcybiskupa Gnieźnieńskiego, Prymasa, Jana Biskupa Kujawskiego, kanclerza, wojewodów i kasztelanów.
Akt był napisany po łacinie. Drzewiccy, po przywiezieniu go na miejsce, musieli zapoznać z jego treścią społeczność Drzewicy, okolicznych wiosek i musieli być przygotowani do okazania go wszytkim, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, zainteresowanym. Oryginał powędrował do skarbca, natomiast - wzorem panującego już wówczas obyczaju - należało zrobić jego odpis w języku polskim z uszczegółowieniem i odpowiednim komentarzem. Dokonywano tego w kościołach z udziałem księdza i kilku świadków, którymi byli jacyś zacni panowie. Następnie ogłaszano go w czasie mszy. Dokument taki mógł wyglądać następująco:

Dla porównania - tak wygląda akt lokacyjny pobliskiego Wysokina (z 1418 r.)
18 lipca 1787 r. w czasie pobytu krola Stanisława Augusta (herbu Ciołek!) w Drzewicy nastąpiło odnowienie oraz rozszerzenie przywilejów dla Drzewicy. O tej wizycie tak pisał biskup Naruszewicz w „Dyarjuszu Podróży Stanisława Augusta” wydanym w 1805 r. str. 502-3: „Dnia 18 lipca 1787 roku Stanisław August król, jadąc z Opoczna około 2 godziny przybył do Drzewicy gdzie był przyjęty w wygodnym i porządnym domu przez jejmość panią z Załuskich Szaniawską, starościnę Kąkolownicką z synami, opatem Wąchockim, szambelanem i starościcem, jm. panią z Cieszkowskich Załuską, starościną Grójecką, jm. państwa hrabstwa Tarnowskich, oraz inne damy i kawalerów. Po zakończonym obiedzie u dwu wielkich stołów pożegnał Najjaśniejszego Pana Małachowski wojewoda Mazowiecki, a Jego Królewska Mość zabawiwszy się około godziny konwersacyą, udał się do swoich pokojów, kompanja zaś aż do wieczora bawiła się w sali. Wieczorem za nastąpieniem po deszczu pogody, oglądał Najjaśniejszy Pan kościół tameczny, starożytny jeszcze za czasów Władysława Łokietka założony, bawił się w ogrodzie spacerem, obchodził fossę zamkową i oglądał wewnątrz sam zamek, teraz na klasztor panien Bernardynek przemieniony, a powróciwszy do dworu, gdy kompanja na kolację iść miała, wszedł do swoich pokojów determinując nazajutrz swój wyjazd na godzinę 6 zrana. Przywiezione zrana z Warszawy ekspedycje zatrzymały wyjazd Njjaśniejszego Pana do godziny 8. W dżysty, wilgotny dzień ruszył król do Nowego Miasta gdzie przybył o godzinie 11.”
21 lat wcześniej, 12 grudnia 1766 r,. król Stanisław na prośbę Filipa Nereusza Szaniawskiego, właściciela dóbr drzewickich, nadaje miastu Drzewica przywilej na założenie konfraterni czyli Cechu Rzemieślników, dzięki któremu rozwijający się przemysł w Drzewicy przyczynił się do jej rozkwitu i znaczenia w kraju.
W 1785 r. Stanisław August, tenże i dawne przywileje miejskie dla Drzewicy potwierdził.
Przywilej Stanisława Augusta Poniatowskiego z 1766 roku
Stanisław August z Bożej Łaski Król Polski, Wielki Xiąże Litewski, Ruski, Pruski, Mazowiecki, Zmudzki, Kijowski, Wołyński, Podolski, Podlaski, Inflanski, Smoleński, Siewierski y Czernichowski. Oznaymuiemy ninieyszm listem Przywileiem Naszym Wszem wobec y każdemu z osobna komu o tym wiedzieć należy, iż gdy Urodzony Filip Nereusz Szaniawski Starosta Kąkolownicki Miasto swoie Dziedziczne Drzewica nazwane w Woiewództwie Sandomierskim z dawien drewniane iuż po części wymurowawszy, Fabrykantów różnych y Rzemieśników wielu różnego kunsztu sprowadził, suplikował Nam, abyśmy w tym Miasteczku Konfraternią czyli Cech Rzemieśników Cudzoziemców składać się maiący postanowić i zatwierdzić Listem Przywileiem Naszym; Na fundamencie którego mocen y wolen będzie Tenże urodzony Szaniawski Starosta Nasz Kąkolownicki dla dobrego porządku. Artykuły tey Konfraternij czyli Cechowi z Rzemieśników Cudzoziemców złożonemu przepisać aby według nich sprawowali się, y rządzili. Ta Konfraternia, czyli Cech Cujuscung Artis sit, będzie miała moc obierania sobie do sądzenia spraw samych Cechowych (wyjąwszy kryminalne) Sędziego y Asesora. Sprawę niezwykłą przed Urodzonym Dziedzicem lub Jego Namiestnikiem Sprawy Cechowe (salva tamen appellatione do Dziedzica) sądzić maią; Pieczęć do zatwierdzenia Dekretów, Extraktów, Attestacyi, y Listów taką mieć będą, iaką im Urodzony Dziedzic naznaczy. Ucznie u Magistrów Drzewickich wyuczeni y wyzwoleni wszędzie po Miastach i Miasteczkach w Cechach taką prerogatywę, y równość mieć maią iakoby w Mieście którymktokolwiek wyuczeni y wyzwoleni byli. Prawa nasze Królewskie Rzeczplitey, y Kościoła S. Rzymskiego Katolickiego w całości zachowując. Na co dla lepszey wiary przy podpisie Ręki Naszey Pieczęć Koronną przycisnąć rozkazaliśmy. Dan: w Warszawie Dnia XII Miesiąca Grudnia R. P. M.D.C.C.L.X.VII. Panowania Naszego III Roku Stanislaus August Rex Pozwolenie Urodz. Filipowi Nereuszowi Szaniawskiemu Staroście Kąkolownickiemu ustanowienia Konfraternij czyli cechu Rzemieśniczego w Miasteczku dziedzicznym Drzewica w Woiewodztwie Sandomierskim dane".
A oto wygląd tego aktu (1. strona):

Miasto dysponowało swoją pieczęcią. Najstarszy, niewyraźny odcisk zachowany na dokumentach, wygląda następująco (po uzupełnieniu brakujących napisów).

Odcisk XVII-wiecznej pieczęci.
Wyobraża biskupa z pastorałem w ręku mającego ciołka u kolan.
Napis jest następujący: "SIGILLVM CIVITATIS DRZEWICA" czyli "PIECZĘĆ MIASTA DRZEWICA".
Pierwsza pieczęć miasta mogła wyglądać następująco (ewentualnie napis mógł brzmieć: "SIGILLUM OPPIDI DRZEWICA 1429", czyli "pieczęć miasta Drzewica")
